piątek, 27 lutego 2015

Przerwa

Kochani, chcę uprzedzić, że jest duże prawdopodobieństwo, że dzisiejsze, jutrzejsze i niedzielne rozważania nie pojawią się tutaj. Bardzo was przepraszam ale nie wiem czy uda mi się dorwać do komputera żeby to zrobić ponieważ wyjeżdżam na 3 dniowe rekolekcje. Módlcie się za mnie, ja za was też będę.
Posiedźcie z Panem te dwa dni sami, w ciszy serca, zaufajcie, pokochajcie bardziej.

PAX!

czwartek, 26 lutego 2015

Cukierek

Jest czwartek 26.02.2015

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 7,7-12)

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy."

Kochany bracie, kochana siostro, chciałabym, żebyśmy dzisiaj spojrzeli na tę Ewangelię pod różnymi kątami. Nie wiem co mnie dzisiaj prowadzi ale na pewno nie jest to mój własny umysł, bo gdy siadałam do tych rozważań wszystko w tym fragmencie było dla mnie tak oczywiste, że nawet nie chciało mi się tego komentować. Ale stwierdziłam, że spróbować nie zawadzi aczkolwiek nie obiecuję, że powiem coś odkrywczego. Wręcz przeciwnie obawiam się, że powiem wszystko co już wiesz. Po pierwsze to mamy tu idealną receptę na modlitwę. Wytrwałość. On pokazuje w tym fragmencie Słowa jak bardzo trzeba ufać i jak bardzo trzeba być po prostu upierdliwym. Bo wierz mi, że nikt nie lubi jak się Go dręczy, nawet Bóg. Jeżeli czegoś bardzo pragniemy to spróbujmy nie przestawać o to prosić. Bo ileż razy jest tak, że modlimy się, żeby pokazać Bogu to jak bardzo nierealne to jest, jak bardzo niemożliwa jest ta misja i że nasza zachcianka jest po prostu nie do spełniania. Właściwie modlimy się, żeby Jemu samemu coś udowodnić a tu nie o to chodzi. Powinniśmy wołać, wołać z głębi duszy i być po prostu upierdliwym, wierzyć, że to dostaniemy. Jak małe dziecko. Patrz, że kiedy małe dziecko leci do ojca prosić o cukierek ono wie, że ten cukierek dostanie, a nie "a może gdybym to i tamto zrobiła to dasz mi to i tamto, co?" Nie, brzdąc leci i chce cukierka i wierzy, że go dostanie, nie widzi innej opcji. I właśnie, tu przychodzi to porównanie z Ewangelii. Skoro zwykli ludzie wymiękają przy takim dzieciaku co otworzy oczka jak kotek ze Shreka i prosi to jakże mógłby odmówić Bóg? Który kocha nas najbardziej na świecie? Milion razy mocniej niż ludzki rodzic - ludzkie dziecko. Ale należy o jednym pamiętać. Że czasami jak dziecko przychodzi i pokazuje, że ono chce zapałki albo nóż to wtedy rodzic musi powiedzieć "nie", nawet jeżeli to tak bardzo dziecko zaboli że się rozwyje w niebogłosy to rodzic lepiej wie, co się stanie gdyby mu, niedoświadczonemu dał właśnie to. 
Ale chodzi mi o to, żebyśmy prosili jakbyśmy byli pewni swego, jak dzieciaki, ale liczmy się z tym, że nie zawsze to dostaniemy. Jeżeli nie będzie to sprawiało nam zagrożenia to przy odpowiedniej minie i błaganiu Bóg zawsze nam da czego pragniemy ale jeżeli zagrozimy tym sobie albo innym to niestety każdy Ojciec jest zmuszony powiedzieć dziecku nie. Ale tak jak każdy Ojciec, jak się rozpłaczesz to On Cię weźmie w ramiona, pocieszy i obieca, że da coś zacznie lepszego.
A po drugie... To jak już prosimy to odwołujmy się do Jego miłości, nie do tego jaki to On wszechmocny i wszystko może, nie. Jego największym atutem jest to, że On po prostu nie potrafi nie kochać. Dlatego prosząc odwołujmy się do Jego miłości i życzliwości. 
Gwarantuję, Bóg nigdy nie poda Ci kamienia.

PAX!

środa, 25 lutego 2015

Znaki

Dzisiaj jest środa, 25.02.2015

Ewangelia wg św. Łukasza 11,29-32. 

Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: "To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza.
Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia.
Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon.
Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz".

Powiem Ci drogi bracie / droga siostro, że ta Ewangelia sprawiła, że poczułam się totalnie zagubiona. To jeden z takich fragmentów, który wymaga dużej wiedzy do zrozumienia skąd te wszystkie nawiązania. A ja nie posiadając takiej wiedzy wcale nie ogarniam o co tu chodzi. Dlatego teraz totalnie poimprowizuję i podzielę się z Tobą tym co (mam nadzieję) powiedział mi Duch Święty i czym powinnam się podzielić, może a nóż widelec to Ci się przyda? Nie powiem, że koniecznie i pewnie wiele z was (o ile ktoś w ogóle to czyta, bo na razie nie widzę oddzewu z waszej strony, ale nie szkodzi, wola Boża) będzie wolała to zinterpretować po swojemu albo zostawić na później do czasu osiągnięcia pewnej wiedzy do popranego rozczytania tego fragmentu. Ale według mnie chodzi tu o parę rzeczy.
Odnoszę ten fragment do swojego życia... Jezus wypominając ludziom, że są plemieniem przewrotnym zaznacza, że cały czas czegoś wymagamy, że wciąż nam coś nie pasuje, czegoś wiecznie od Boga chcemy. Prosimy o coś, a jak dostajemy to nie dziękujemy uważając, że to tylko nasza zasługa, że On nie miał z tym nic wspólnego, że sam to osiągnąłeś/osiągnęłaś.Weź pomyśl, kiedy ostatni raz podziękowałeś Bogu za jakąś pierdołę, która sprawiła Ci radość ale przecież "to wszystko dzięki Tobie"... No właśnie... Oczywiście jeżeli czyta to ktoś kto nie mam z tym problemu to wielkie zazdro.. Ale ja mam z tym ogromny problem, że za wiele zasług próbuję przypisać sobie, że to ja jestem taka super że się udało. A tak naprawdę to od Niego wszystko otrzymuję i to wszystko jest dzięki Niemu, On mnie codziennie budzi i pozwala żyć a my i tak cały czas jakby robimy Mu na złość. Cały czas czegoś chcemy, jesteśmy totalnie nieuczciwi, chamscy, egoistyczni, grzeszymy próbując osiągnąć własne korzyści, gramy fałszem przed samym Bogiem. Ale przecież to za nic nie ma sensu... On i tak wszystko wie... Ale właśnie na tym polega nasza przewrotność...
Tyle razy słyszałam: "potrzebuję znaku od Boga, dowodu, przeżycia, doświadczenia"... A Jezus wyraźnie nam tutaj mówi, że nie dostaniemy znaku. Bo największy znak już mamy i większego nam nie potrzeba bo On już przyszedł! On już jest. On już umarł i zmartwychwstał, jesteśmy zbawieni więc czegóż więcej potrzebujemy. "Znak Jonasza" to Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa, czyli największe wyznanie miłości Boga do człowieka. Nie dostaniemy innego znaku bo dostajemy Go w Nim samym i gdybyśmy tylko w to uwierzyli... Jezus nie jest po to, żeby nas kupować wielkimi, spektakularnymi czynami łamiącymi prawa chemii, fizyki i wszystkiego co istnieje. On przyszedł z Miłością, On jest, żywy pośród nas, cały czas obecny, dający siebie na każdej Mszy Świętej, nie musimy już niczego szukać!!! bo mamy wszystko czego trzeba!!! 
Jonasz był znakiem dla Niniwy a my dostaliśmy samego Jezusa Chrystusa naszego Zbawiciela i i tak nam mało. Zobacz drogi bracie / droga siostro, że nam zawsze wszystkiego mało. Nawet Jezusa nam mało, tak ciężko nam w Niego uwierzyć... Mieszkańcy Niniwy uwierzyli a nie uważam, żeby wielkość Jonasza z Jezusem dało się porównać... O co więc chodzi? Dlaczego nie wierzymy?
Ano dlatego że się o to nie modlimy, że wpoiliśmy sobie tyle stereotypów i kłamstw, że rzeczywisty system wartości jest w lesie. Kurde! Niniwa uwierzyła zwykłemu Jonaszowi a my nie umiemy uwierzyć samemu Bogu? Co jest z nami nie tak? Kurde, właśnie to jest do przemyślenia na dzisiaj... Dlaczego nie umiemy uwierzyć Bogu? Co jest źle? Nie potrzebujemy nic więcej! Nic więcej, On nam wystarczy za wszystko. Miłość jest! I ma na imię Jezus Chrystus. Często w nią nie wierzymy bo znamy ją po ludzku. A ludzka miłość często jest fałszywa i w niczym nie podobna do tej Bożej... Nie pozwalajmy sobie na rozczarowanie Miłością tylko dlatego, że doświadczamy jej imitacji, a nie oryginału.
Dalej mamy przykłady tego jak bardzo durni jesteśmy. Królowa z Południa przyszła z drugiego końca świata słuchać Salomona a nam się nie chce ruszyć tyłka w niedzielę i pójść słuchać samego Boga... Niniwici uwierzyli Jonaszowi a my nie wierzymy Jezusowi...
"Tu jest coś więcej..." - wszyscy chcemy czegoś więcej... Od świata, od drugiego człowieka...
A może czas, żeby zacząć wymagać "czegoś więcej" od siebie samego. Pozwól sobie stać się "czymś więcej". Daj z siebie jak najwięcej i pozwól Mu, żeby sprawił, żebyś Ty uwierzył / uwierzyła.
Skoro można dać wiarę zwykłym ludziom... To jak można nie ufać Komuś, Kto tak bardzo nas kocha? Czemu tak usilnie bronimy się przed Miłością jednocześnie tak bardzo rozpaczliwie jej szukając? Pozwól się znaleźć Miłości. Ona pierwsza Cię znajdzie.

PAX!

wtorek, 24 lutego 2015

Gadanie

Jest wtorek 24.02.2015

Dzisiejsza Ewangelia: (Mt 6, 7-15)

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani.
Nie bądźcie podobni do nich. Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie:
Ojcze nasz, który jesteś w niebie: święć się imię Twoje,
przyjdź królestwo Twoje; bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;
i odpuść nam nasze winy, jak i my przebaczamy odpuszczamy naszym winowajcom;
i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zbaw ode złego.
Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski.
Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień".


Dzisiejszy komentarz o dziwo będzie krótki, trochę za dużo kazałam Ci wcześniej czytać, dlatego od dziś postaram się nieco krócej, oby nie wyszło tak, jak zwykle.
Często na modlitwie myślę, że powtarzanie schematów wcale nie jest takie fajne, że lepiej się modlić własnymi słowami, gadając z Bogiem niż klepać paciorki. I w niektórych momentach, fakt, może to i lepsze ale jednak te paciorki mają taką niesamowitą moc, że po prostu szok. "Ojcze nasz" to jest taka turbo modlitwa, że wystarczy nam za wszystko, bo jest tu o wszystkim czym powinniśmy żyć. Ja, Bóg i bliźni. Kolejna mini recepta na to jak stać się świętym. Szczerze to nieważne jak się modlisz, ja na przykład wychodzę z założenia, że nie umiem się modlić, bo jakże często "schematy" mnie nudzą, rozmowa nie wychodzi, monolog też nie, więc najczęściej po prostu klęczę albo i siedzę albo i stoję i po prostu się na Niego patrzę. I może to wystarczy... On przecież wszystko wie. Jemu wystarczy to, że po prostu będziemy. Nie potrzebuje naszych górnolotnych słów, potrzebuje naszego serca i naszej duszy. A czasem milczenie jest lepsze. Kiedy Matka Teresa przepraszała Go za zasypianie na modlitwie Jezus powiedział do niej: "Ciesze się, kiedy zasypiasz na modlitwie, to jedyny moment w którym nie mówisz mi co mam robić". Więc może spójrzmy dziś na Jezusa w ten sposób: ON WIE NAJLEPIEJ. Dzisiaj chcę Cię zostawić z lekkim niedosytem i z tą modlitwą Ojcze Nasz. Pamiętaj, że modlitwa za każdym razem, nieważne jaka, musi być nieustannym pragnieniem poznania Boga i doświadczenia Jego łaski. Jeżeli nie modlisz się z prośbą "Pokaż mi jaki Jesteś", to mówię to z całą odpowiedzialnością: NIE MODLISZ SIĘ. Dlatego dzisiaj usiądź i pozwól Bogu mówić.. Po prostu na Niego patrz. Bo On sam wystarczy.

PAX!

poniedziałek, 23 lutego 2015

Prostota



Jest poniedziałek 23.02.2015

Dzisiejsza Ewangelia jest dość długa i moim zdaniem bardzo trudna. Bo chociaż tak naprawdę wiadomo o co w niej chodzi to wcale nie tak łatwo przyjąć to do wiadomości. Bynajmniej dla mnie. Ta Ewangelia jest dla mnie trudna bo dotyka mojego egoizmu, dotyka tego czego wymaga ode mnie Jezus a czego ja tak bardzo nie chcę robić...

Słowo pochodzi z Ewangelii wg. Św Mateusza (Mt 25, 31-46)

Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!
Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie".
Wówczas zapytają sprawiedliwi: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?"
A Król im odpowie: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili".
Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: "Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!
Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a nie daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie;
byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie."
Wówczas zapytają i ci: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?" Wtedy odpowie im: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego».


Nagłówek tej Ewangelii jest zatytułowany „Sądem Ostatecznym”, więc pierwsze co mi przyszło do głowy to fakt, że kiedyś wszyscy usłyszymy to na żywo, właśnie te słowa, swoimi uszami i nie będzie już można w nie nie wierzyć. To jest po prostu wizja naszej przyszłości. Jezus w końcu przyjdzie w chwale siedząc na tronie, Baranek zabity i do końca wierny. Zawsze jak myślę o Jego powtórnym przyjściu myślę o tym jakie miny będą mieli Ci, którzy po dziś dzień uważają Go za oszusta i idiotę. Uśmiecham się na samą myśl o Jego triumfującej chwale.

Ale jest też tutaj coś co mnie przeraża. „Owce i kozły”, które później zostają dokładnie zdefiniowane. Boję się tego, boję się, żebym przy końcu czasów nie stanęła po lewej stronie… Po prostu widzę jak niejednokrotnie zachowuję się w stosunku do innych zbyt późno orientując się, że w każdym z nas mieszka Chrystus, choć w niektórych przypadkach to jest tak nierealne jak krowa na księżycu. A jednak Jezus używa tu dość mocnych słów…

Pierwsze co rzuca mi się tu w oczy to fakt, że jak Pan wydaje wyrok obie strony są jednakowo zdziwione. Obie strony zadają pytanie: „Kiedy widzieliśmy Cię…?” Bo tego na początku to chyba serio nikt nie czaił. Zdziwienie owiec polega pewnie na tym, że jak robili te wszystkie dobre uczynki to nie spodziewali się żadnej nagrody, było to dla nich tak naturalne jak oddychanie. Nie spodziewali się, że jakoś mogli sobie na to niebo zasłużyć. I fakt, nie mogli… Bo nie da się zrobić nic, żeby zasłużyć sobie na zbawienie, już teraz kompletnie darmo dane. Wszystkie nasze dobre uczynki są nic nie warte jeżeli nie stoi za nimi sam Bóg. Jeżeli robimy je po to, by nas chwalono, dla polepszenia własnego samopoczucia czy zadufania w swojej osobie to lepiej żebyśmy ich nie robili. Nie mają one żadnego znaczenia. Ale jeżeli robimy coś dobrego dla samego faktu, żeby to zrobić, nie oczekując nic w zamian to jest właśnie miłość. Za całym dobrem stoi Bóg, nikt inny. Dobro to Bóg, Bóg to dobro. I tyle.

Następna sprawa to kozły. Czaicie to, że Jezus im nie mówi: „okradliście mnie”, „zabiliście mnie”, „zgwałciliście mnie” czy coś tam jeszcze innego. Wydaje mi się, że dlatego oni nie potrafią zrozumieć o co tak naprawdę chodzi Jezusowi. No bo przecież skoro nie zabijaliśmy, nie cudzołożyliśmy itp. itd. to czemu On się czepia, nie? No właśnie nie do końca. Wolność to wybieranie dobra, a brak zła to jeszcze nie jest dobro. Patrz drogi bracie / droga siostro, że Jezus tutaj pod największym grzechem zostawia obojętność. Zaniedbywanie czynienia dobra to jeszcze większe zło niż sam grzech. Bo Bóg jest w stanie wybaczyć każdy grzech, każde przestępstwo, ale zrobienie z siebie totalnego słupa jest niewybaczalne. Dlaczego? Bo wtedy nie dajemy Mu możliwości wlania w nas swojej łaski, bo wtedy nie pozwalamy Mu przemienić naszego skamieniałego serca w coś żywego, takiego co będzie Mu się podobało. To wcale nie jest proste, ale właśnie tego Jezus od nas wymaga. Żebyśmy otworzyli serca na Jego łaskę, na Jego formowanie, zupełnie jakbyśmy byli plasteliną.

Dla mnie ta Ewangelia jest strasznie niewygodna. Bo czegoś ode mnie wymaga, nie tylko poucza ale wymaga, żeby ruszyć w końcu tyłek i iść pomagać ludziom, często nie tym którzy są wygodni i przyjemni ale tym, na których widok jeżą się nam włosy na karku. A ja tak bardzo nie lubię być miła dla ludzi, którzy mnie wkurzają, o kurde. A potem wracam do domu i siedzę gadając sobie z Bogiem i myślę że to tak super być świętym i że też bym chciała. Aha.. Powodzenia!

Bo właśnie w tej Ewangelii jest przepis na świętość. Jak wół jest tu napisane jak zostać świętym. Chcesz zostać świętym? Do tego jesteśmy w końcu powołani… Chcesz? No to już Ci mówię jak. Świętość to nic wielkiego, to są małe rzeczy właśnie takie jak podanie komuś kubka wody, podzielenie się kanapką, odwiedzenie w szpitalu. To jest właśnie to. I wiesz co? Świętość jest trudna właśnie dlatego że jest tak prosta. Nie są to żadne wielkie czyny i cuda, tylko Bóg w codzienności i w takich małych-wielkich rzeczach.

Dlatego pozwól Mu uczynić się świętym. Bo o to przecież w tym wszystkim chodzi.

PAX!

niedziela, 22 lutego 2015

Pustynia

Jest niedziela 22.02.2015r.

Pierwsza niedziela Wielkiego Postu jest dla mnie znakiem, żeby porządnie się za swoje nawrócenie wziąć, bo tu już nie może być takiego „poooowooooliii”, „delikaaaatnieeee”. Trzeba to zrobić teraz, już, natychmiast. Wielki Post to czas, żeby „trochę zaszaleć”. Żeby naprawdę ciężko zacząć pracować nad swoimi słabościami, zarówno wielkimi jak i tymi małymi. Bo od takich głupstw i małych rzeczy się zaczyna. Zawsze jak coś gnije to gnije zacząwszy od małego punkciku, małej komórki która w końcu psuje się i zaraża wszystko dookoła. Dlatego jak trzymamy w sobie jakieś małe grzeszki myśląc, że są nieistotne to tak naprawdę gnijemy od środka.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg. Św. Marka. (Mk 1,12-15)


Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu.
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: « Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” »


Pierwsze na co warto zwrócić uwagę w tej Ewangelii to pierwsze jej zdanie a właściwie trzeci wyraz. To nad czym się zatrzymałam to słowo: „Duch”. Mi osobiście Duch kojarzy się z czymś tajemniczym, czego nie widać, co czasem jest straszne i niezbyt można temu czemuś ufać. A ta Ewangelia pokazuje coś niesamowitego. Zobacz drogi bracie / droga siostro, że nasz Pan i Zbawiciel pozwala się poprowadzić czemuś, Komuś niewidzialnemu, ufa Mu, idzie za Nim. Skojarzyło mi się to od razu z tą naszą ziemską sytuacją.. Tak jak Jezus powinniśmy dać się poprowadzić Dobremu Duchowi, chociaż go nie widać i chociaż czasami wyprowadzi nas na pustynię, gdzieś gdzie panuje totalna samotność to tylko po to, żebyśmy zbliżyli się do Boga i przygotowali dobrze do zadania jakie dla nas przeznaczył.

Tak jak Jezus przebywał w samotności i dziczy, pośród zwierząt przez 40 dni żeby przygotować się do swojej działalności i misji zbawienia tak samo i my musimy czasami doświadczyć takiej życiowej pustyni.

Wielki Post jest takim siedzeniem na pustyni. Gdy przebywamy sami ze sobą i mamy szansę zastanowić się nad wszystkim i pojąć sens wiary od nowa. I to że zaczniemy siedzenie z Bogiem na pustyni nie znaczy że nic nas nie będzie kusiło, że wszystkie pragnienia i słabości natychmiast odejdą. Nie, właśnie przeciwnie. To będzie czas, w którym szatan będzie jeszcze bardziej obecny, że będzie próbował zepsuć Ci czas oczekiwania na zmartwychwstanie, pojawi się wtedy mnóstwo pokus i to jeszcze bardziej intensywnych ale ważne jest żeby walczyć do końca, żeby zostawić się z takim niezaspokojeniem, taką pustką, bo właśnie wtedy rodzi się w nas największy głód Boga. W ciągu tych dni oczekiwania postarajmy się zapełnić pustkę pragnień Jezusem.

Druga część tej Ewangelii mówi nam, że Jezus wraca do Jerozolimy kiedy Jan został uwięziony. Wiem, że to pewnie znów będzie totalne wymyślanie ale poczułam się jakbym była właśnie tym Janem. Że kiedy jesteśmy szczęśliwi, blisko Boga i wszystko nam się pięknie układa, to owszem, Pan Jezus sobie w nas siedzi, ale siedzi gdzieś na naszej pustyni serca przygotowując się do walki jaka Go za chwilę czeka. I wtedy my znów grzeszymy, upadamy, zostajemy uwięzieni przez własne słabości i zło. I wtedy On wstaje… Otrzepuje się z pustynnego piasku i wkracza w nasze życie, wraca z tego odosobnienia żeby się nami zająć i wydźwignąć nas z otchłani. Przychodzi żeby nas wyrwać z tego wygodnego grzechu i egoistycznego myślenia o sobie, pozwala nam doświadczać cierpienia po to, by móc nas z niego wyciągnąć. Może te nasze małe „życiowe śmierci” wcale nie są takie niezawinione? Może On po prostu tak desperacko uczy nas kochać?

Oczywiście główny wniosek z tej Ewangelii jest prosty: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!”. Wielki Post nie ma być dla nas czasem kiedy możemy siedzieć spokojnie i czekać aż Pan Jezus wróci z pustyni i nas z tego wyciągnie. Jasne, to jest potrzebne bo bez Niego nie damy rady się nawrócić, ale przede wszystkim – On nic nie zrobi na siłę. Musimy sami zacząć walczyć o swoje nawrócenie. To nigdy nie jest przyjemne. Nie dziw się, że ten proces jest strasznie bolesny. Przecież to oczywiste, że wszystko to, co złe i obleśne w nas będzie się buntować i walczyć, gryźć i drapać jak będzie napotykało na swojej drodze światło Jezusa. Dlatego nie krzycz, że się nie da, bo może i Ty jesteś na to za słaby / za słaba ale On w Tobie da radę. Więc jeżeli Jezus mówi, że jesteś silniejszy od swojego grzechu, chociaż w rzeczywistości to nie jesteś silniejszy, to jednak jesteś silniejszy, bo On tak powiedział.

Więc zaszalej w tym Wielkim Poście i walcz, żeby Jezus miał w końcu pretekst żeby wrócić z pustyni i przyjść do Twojego serca.

PAX!

sobota, 21 lutego 2015

Impreza

Jest sobota 21.02.2015

Niedawno wróciłam z Eucharystii i już mam ochotę podzielić się Słowem.
Proszę Cię, weź Pismo Święte i otwórz na Ewangelię wg. św Łukasza 5, 27-32.
To jest Słowo z dzisiejszego dnia. Jeżeli nie masz możliwości żeby teraz to zrobić to proszę, tutaj zamieszczam tekst:


Potem wyszedł i zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» On zostawił wszystko, wstał poszedł za Nim. Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była tam spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie, i mówili do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników».

Ja się przyczepiłam do tej Ewangelii od kilku aspektów. I pewnie mi się oberwie za pewne stwierdzenia, że wymyślam, ale jednak zaryzykuję. Otóż w komorze celnej siedział sobie gość, który nazywał się Lewi (po wstukaniu tego imienia w google wyskoczyło mi, że Lewi znaczy "przywiązany" - nie wiem czy to prawda czy nie, ale mimo to przyczepię się do tego). I właśnie, siedzi sobie człowiek przywiązany w komorze celnej, która w grafice google jawiła mi się jako miejsce okropnie ponure i za nic w świecie nie chciałabym tam przebywać. Tym bardziej że ta komora była miejscem pobierania cła, czyli w tamtych czasach straszliwej nieuczciwości i przestępczości. I on był przywiązany do tego miejsca. Do grzechu, do słabości, do zła. Pewnie nawet ma to gdzieś, że tak źle się z nim dzieje, bo w końcu ten kto jest przywiązany po pewnym czasie przestaje dostrzegać wady sytuacji i jej zło i zaczyna być przyzwyczajony. Robi mu się dobrze w okropnej sytuacji no, bo w końcu jakoś radzić sobie musi. Siedzi sobie ten gość taki uwięziony w tym swoim życiu, pewnie w swojej duszy i sercu też i nagle przychodzi do niego Jezus. Chodząca miłość. I co mnie poruszyło w tym momencie to fakt, że On temu człowiekowi nie obiecuje kompletnie nic. Nie mówi mu: "Jak pójdziesz ze mną to będzie Ci dobrze", "Jak pójdziesz to dam Ci to i tamto", nie mówi mu nawet: "Będziesz ludzi łowił!". Mówi mu po prostu: "weź no wstań, rozerwij te swoje przywiązanie do tego co niepotrzebne i chodź za mną". Jakież to jest niesamowite! Co Jezus musiał mieć w sobie, jaka musiała być jego twarz, że Lewi nie musiał pytać o nic, nie zapytał Go, dokąd pójdą, co będą robić, nie powiedział nic, bo wiedział, że słowa są totalnie niepotrzebne. Rzucił wszystko i poszedł. Można by powiedzieć, że zerwał z samym sobą, bo mając na imię Lewi co znaczy przywiązanie, on to przywiązanie dzięki Jezusowi zrywa, zrzuca z siebie, wstaje i ma je gdzieś bo idzie za Panem. Czyli zostawia samego siebie, żeby móc pójść za Jezusem. I On dokładnie tego od nas oczekuje. Że nie będziemy zadawać głupich pytań, tylko wstaniemy i natychmiast pójdziemy za nim, zostawiając te swoje chore przywiązanie do chorych rzeczy, żeby to On mógł żyć, bo nie potrzebujesz niczego co masz, bo masz wszystko jeżeli masz Jego.

Potem Lewi, zostawiwszy siebie idzie i wyprawia dla Jezusa przyjęcie. Cieszy się, raduje, weseli tym, że Jezus po niego przyszedł. Zazwyczaj imprezy wyprawia się z mega wielkich okazji. I tym właśnie było dla Lewiego przyjście Jezusa. Kiedy Ty ostatni raz tak się cieszyłeś lub cieszyłaś z tego, że Pan przyszedł? Kiedy ostatni raz On wzbudził w Tobie takie uczucie niepohamowanej radości, że musiałeś/musiałaś się z powodu niej wybawić, wyśmiać, wytańczyć? Czy kiedykolwiek miałeś lub miałaś takie uczucie? Jeżeli tak, to spróbuj na nowo je w sobie rozpalić, spróbuj cieszyć się z tego, że On przychodzi i wyciąga Cię z komory celnej, z Twojego przywiązania. Poimprezuj sobie z Chrystusem. A jeżeli nigdy się tak nie czułeś/ nie czułaś to może czas się przypatrzeć temu kim właściwie On dla Ciebie jest? Czy skoro nie cieszy Cię to że z nim przebywasz to naprawdę Go kochasz?... Czy może po prostu tak sobie tylko wmawiasz?

Ale nie zawsze wszystko jest takie kolorowe. Jak widzimy, gdy tylko Lewi się wyrwał i poszedł za Jezusem faryzeusze zaczęli szemrać... I tak jest i teraz. Jak ludzie widzą, że ktoś idzie za Panem zaczynają gadać, obgadywać, oczerniać, wyśmiewać, poniżać, prześladować. Nawet Ci, których uważasz za najbliższych. Bo pójście za Panem to cholerne ryzyko, bo zawsze coś komuś nie będzie pasować. Najważniejsze jest to, żeby nic sobie z tego nie robić, tak jak Lewi, dalej imprezować z Panem, bo On w końcu staje w Twojej obronie, ale przecież jakoś musi sprawdzić, czy naprawdę poszedłeś / poszłaś za nim czy chcesz być blisko i czy nie uciekniesz i nie schowasz głowy w piach gdy nadejdzie moment gdy będziesz miał / miała sprzedać wszystko?

I nie przejmuj się tym, że upadasz, nie przejmuj się tym, że Ci nie wychodzi, bo wtedy On ma najlepszą okazję do tego, żeby Cię uleczyć i stać się Twoim lekarzem. Bez choroby nie ma uzdrowienia, bez śmierci - zmartwychwstania. Zawsze zanim pojawi się tęcza musi być deszcz. Pozwól Mu się uleczyć. Pozwól Mu rozerwać wszystkie Twoje przywiązania.

Wstań i chodź, olej faryzeuszy i wszystkich, którzy gadają na Ciebie i z Ciebie kpią z powodu Jego imienia, bo trzeba wyprawić imprezę na cześć naszego Pana i Zbawiciela!


PAX!

O co w tym chodzi?

Uwaga! Ostrzeżenie już na początku! 
TO JEST BLOG DLA JEZUSA CHRYSTUSA! 

Jeśli to nie Twój czas na Niego po prostu wyłącz tą stronę.. Albo wiesz co? Nie wyłączaj, dodaj do zakładek. Może właśnie dlatego że tu trafiłeś drogi bracie / trafiłaś droga siostro, On chce w końcu się do Ciebie zbliżyć. Po prostu zobacz - może to właśnie tego będziesz potrzebować? A jak nie to okej, bo tu nie chodzi o moje gadanie, bo równie dobrze mogłoby go nie być, ale tu chodzi o żywą obecność Jezusa, a On jest cały czas i na każdy możliwy sposób możesz Go znaleźć. Więc może po prostu to jest kompletnie zbędne. Ale do rzeczy.

Inicjatywa Ryby na lądzie jest totalnie spontaniczna, kompletnie wariacka i nieprzemyślana, powstała przed dokładnie 10 minutami i natychmiast pragnąca zrealizowania. O co kaman?
Otóż, chciałabym (jak długo dam radę) dzielić się z Tobą moimi refleksjami na temat Słowa Bożego, na temat Ewangelii albo i fragmentów których totalnie nie rozumiem.
Nie spodziewaj się czegoś cudownego, nie jestem ani zakonnicą, ani księdzem ani nikim wyjątkowym, po prostu ostatnio mam wielkie pragnienie dzielenia się Bogiem, może poczuję się trochę choć spełniona tutaj, o ile ktoś to przeczyta. A jeżeli nie, to też dobrze, bo może Bóg chce działać inaczej w Twoim sercu.

Tytuł bloga wziął się stąd, że sama niejednokrotnie czuję się w Słowie i w wierze jak ryba na lądzie, taki karp, którego wyciągnięto z tego do czego był przyzwyczajony, co było wygodne i został rzucony na ląd, gdzie nie wie o co chodzi. Brnięcie przez Pismo Święte wcale nie jest prostsze niż życie takiej ryby na lądzie. (Ej.. Czy ryby w ogóle żyją na lądzie?) Właśnie... Ryby na lądzie nie żyją, bo nie wiedzą jak oddychać bez wody. No i tu pojawia się dylemat. Czy jak zaczniemy żyć wiarą to też umrzemy w mękach jak ryba bez wody? Otóż: TAK. Sprawa jest taka, że i tak i tak umrzesz, ale Twoim zadaniem jest zadbanie o to JAK umrzesz. Można umrzeć w mękach, i codziennych i wiecznych, jak się w porę nie ogarniemy, ale można też skoczyć z tego co wygodne i do czego jesteśmy przyzwyczajeni, na ląd. I choć z początku nie wiemy jak oddychać i wręcz dusimy się tym wszystkim, to po chwili, jak już przetrwamy ten moment... Przychodzi Ktoś, kto nas bierze w ręce, nie ważne jak bardzo oślizgli jesteśmy i obleśni, On nas zabiera z tego lądu i z tej brudnej wody w której pływaliśmy. Niesie nas do pięknej sadzawki gdzie woda jest krystalicznie czysta a On Sam co chwilę rzuca jakieś jedzenie. Tylko kwestia jest taka: Wyskocz z tej brudnej wody na ląd. Teraz! Już! W tej chwili! I pewnie, na początku będziesz się dusić, bo pozbawisz się czegoś z czym żyłeś lub żyłaś od samego początku. Ale wyskakując wierz, że On w końcu przyjdzie, że weźmie Cię na ręce i zaniesie do tej czystej wody, żebyś nie musiał lub nie musiała pływać już w mule. 
Ale jeżeli nie wyskoczysz z własnej woli z tego szamba, to On na siłę Cię stamtąd nie wywlecze. I na tym polega piękno. Miłość to wolność.

Więc poczuj się jak ryba i wyskocz ze swojej obleśnej codzienności grzechu, w nieznane, na ląd, w ciemność ale i od razu w ramiona Kogoś Kto Cię przytuli.

Co jakiś czas, mam nadzieję że częstszy czas, będzie się tu pojawiało Słowo i krótka - moja osobista refleksja na temat niego. Nie spodziewaj się niczego wielkiego, bo nie mam doświadczenia teologicznego ani kościelno-księżowsko-zakonnego. Mam 18 lat, uczę się w liceum, jestem we wspólnocie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i po prostu chcę Ci pokazać, jak On działa we mnie i mojej medytacji Słowa. 

Jeżeli ten blog pomoże choć jednej osobie to już będzie moje zwycięstwo!

A tymczasem, mam nadzieję do zobaczenia, spotkamy się znów już przy pierwszym rozważaniu.

PAX!