sobota, 21 lutego 2015

O co w tym chodzi?

Uwaga! Ostrzeżenie już na początku! 
TO JEST BLOG DLA JEZUSA CHRYSTUSA! 

Jeśli to nie Twój czas na Niego po prostu wyłącz tą stronę.. Albo wiesz co? Nie wyłączaj, dodaj do zakładek. Może właśnie dlatego że tu trafiłeś drogi bracie / trafiłaś droga siostro, On chce w końcu się do Ciebie zbliżyć. Po prostu zobacz - może to właśnie tego będziesz potrzebować? A jak nie to okej, bo tu nie chodzi o moje gadanie, bo równie dobrze mogłoby go nie być, ale tu chodzi o żywą obecność Jezusa, a On jest cały czas i na każdy możliwy sposób możesz Go znaleźć. Więc może po prostu to jest kompletnie zbędne. Ale do rzeczy.

Inicjatywa Ryby na lądzie jest totalnie spontaniczna, kompletnie wariacka i nieprzemyślana, powstała przed dokładnie 10 minutami i natychmiast pragnąca zrealizowania. O co kaman?
Otóż, chciałabym (jak długo dam radę) dzielić się z Tobą moimi refleksjami na temat Słowa Bożego, na temat Ewangelii albo i fragmentów których totalnie nie rozumiem.
Nie spodziewaj się czegoś cudownego, nie jestem ani zakonnicą, ani księdzem ani nikim wyjątkowym, po prostu ostatnio mam wielkie pragnienie dzielenia się Bogiem, może poczuję się trochę choć spełniona tutaj, o ile ktoś to przeczyta. A jeżeli nie, to też dobrze, bo może Bóg chce działać inaczej w Twoim sercu.

Tytuł bloga wziął się stąd, że sama niejednokrotnie czuję się w Słowie i w wierze jak ryba na lądzie, taki karp, którego wyciągnięto z tego do czego był przyzwyczajony, co było wygodne i został rzucony na ląd, gdzie nie wie o co chodzi. Brnięcie przez Pismo Święte wcale nie jest prostsze niż życie takiej ryby na lądzie. (Ej.. Czy ryby w ogóle żyją na lądzie?) Właśnie... Ryby na lądzie nie żyją, bo nie wiedzą jak oddychać bez wody. No i tu pojawia się dylemat. Czy jak zaczniemy żyć wiarą to też umrzemy w mękach jak ryba bez wody? Otóż: TAK. Sprawa jest taka, że i tak i tak umrzesz, ale Twoim zadaniem jest zadbanie o to JAK umrzesz. Można umrzeć w mękach, i codziennych i wiecznych, jak się w porę nie ogarniemy, ale można też skoczyć z tego co wygodne i do czego jesteśmy przyzwyczajeni, na ląd. I choć z początku nie wiemy jak oddychać i wręcz dusimy się tym wszystkim, to po chwili, jak już przetrwamy ten moment... Przychodzi Ktoś, kto nas bierze w ręce, nie ważne jak bardzo oślizgli jesteśmy i obleśni, On nas zabiera z tego lądu i z tej brudnej wody w której pływaliśmy. Niesie nas do pięknej sadzawki gdzie woda jest krystalicznie czysta a On Sam co chwilę rzuca jakieś jedzenie. Tylko kwestia jest taka: Wyskocz z tej brudnej wody na ląd. Teraz! Już! W tej chwili! I pewnie, na początku będziesz się dusić, bo pozbawisz się czegoś z czym żyłeś lub żyłaś od samego początku. Ale wyskakując wierz, że On w końcu przyjdzie, że weźmie Cię na ręce i zaniesie do tej czystej wody, żebyś nie musiał lub nie musiała pływać już w mule. 
Ale jeżeli nie wyskoczysz z własnej woli z tego szamba, to On na siłę Cię stamtąd nie wywlecze. I na tym polega piękno. Miłość to wolność.

Więc poczuj się jak ryba i wyskocz ze swojej obleśnej codzienności grzechu, w nieznane, na ląd, w ciemność ale i od razu w ramiona Kogoś Kto Cię przytuli.

Co jakiś czas, mam nadzieję że częstszy czas, będzie się tu pojawiało Słowo i krótka - moja osobista refleksja na temat niego. Nie spodziewaj się niczego wielkiego, bo nie mam doświadczenia teologicznego ani kościelno-księżowsko-zakonnego. Mam 18 lat, uczę się w liceum, jestem we wspólnocie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i po prostu chcę Ci pokazać, jak On działa we mnie i mojej medytacji Słowa. 

Jeżeli ten blog pomoże choć jednej osobie to już będzie moje zwycięstwo!

A tymczasem, mam nadzieję do zobaczenia, spotkamy się znów już przy pierwszym rozważaniu.

PAX!